wtorek, 1 kwietnia 2014

Liam.

 Pozwiedzałam sobie dzisiaj Providence na Google Earth. Polecam!
Notka dla Gosi. Mam nadzieję, że za bardzo Cię nie zawiodłam Liamem. :*



     Wychodząc ze sklepu myślał tylko o jednym: nienawidził obcych. Zarówno tych w sklepie, co wędrowali sobie między półkami jakby byli na spacerze i tylko blokowali dostęp do produktów i tych, co przepychali się na chodnikach, nie zwracając uwagi na innych pieszych. Od zawsze tak miał. Pamiętał, że gdy był mały nie znosił kiedy do jego rodziców przychodzili goście. Zawsze byli tak denerwująco mili. Głaskali go po głowie i mówili jakim to jest pięknym dzieckiem. Irytowało go to, że bezczelnie go dotykali, choć nie wyrażał na to zgody. Nawet nie pytali go o zdanie, od razu zakładali, że mogą sobie na to pozwolić. W końcu dzieci i ryby głosu nie mają, prawda? Obcy ludzie są paskudni. Obserwują go tym wszystkowiedzącym wzrokiem, jakby wiedzieli o nim wszystko. Oceniają go, mądrzą się na jego temat, mimo że tak naprawdę nic o nim nie wiedzą. Dlatego Liam Dreier miał albo przyjaciół albo wrogów. Inne znajomości go nie interesowały. Nie miał ochoty mieć znajomych, którzy odzywają się, gdy czegoś potrzebują, czy takich, z którymi musi rozmawiać o wszystkim i o niczym, bo tak wypada. Dla niego wszystko było czarne lub białe: albo kogoś lubi na tyle by się z nim zaprzyjaźnić, albo ta osoba dla niego nie istnieje. Chyba, że jest wyjątkowo irytująca to wtedy ma u niego przechlapane. Oczywiście byli tacy ludzie, którzy uważali się za jego przyjaciół, nie wiadomo czemu. Zwłaszcza w szkole, gdzie wiele z nich walczy o jakąś dziwną pozycję w hierarchii uczniów. Podchodzili do niego na korytarzu, opowiadając mu jakieś historie swojego życia jakby go to choć w małym stopniu interesowało. Skoro sami nie potrafili zdobyć popularności, to on z całą pewnością nie miał zamiaru im pomagać. Znów to samo, nikt się go nie pyta o zdanie. Czasami miał wrażenie, że większość ludzi jest strasznie ograniczona umysłowo.
     Jedną z takich osób była niejaka Sophie, która niestety miała te samo nazwisko co on. Mimo, że bardzo chciał temu zaprzeczyć to była jego siostrą. Nie przyrodnią, nie adoptowaną, tylko z tych samych genów co on. To właśnie przez nią jego rodzice się rozwiedli. Po Liamie nie chcieli mieć już dzieci, nie mieli czasu na więcej obowiązków, a zresztą mieli już swojego wymarzonego synka. Nic więcej im do szczęścia nie było trzeba.  Przez to, że się urodziła zaczęli się kłócić, aż w końcu ich małżeństwo się rozpadło. Sophie już samym swoim wyglądem irytowała go. Była niziutką, drobną dziewczyną o długich ciemnych włosach, opadających jej na ramiona grubymi falami. Z twarzy wyglądała jakby była najszczęśliwszą osobą na świecie, wiecznie uśmiechnięta i miła, co było w niej najbardziej irytujące. Nie docierały do niej żadne słowa. Liam mógł mówić jej, że nie ma ochoty nawiązywać z nią więzi rodzinnych, nie ma ochoty z nią nawet rozmawiać, a wręcz, że ją nienawidzi. Jednak nic do niej nie docierało. Chodziła za nim, czasem go śledziła, wiecznie wtrącała się w nie swoje sprawy. Mógł krzyczeć, wyzywać, ale ona i tak wracała ze zdwojoną siłą. Według niego zachowywała się jak psychopatka i nie raz myślał o tym, by zdobyć nakaz sądowy o zakazie zbliżania się do niego. Niestety chodzi z nim razem do szkoły i musi na nią patrzeć każdego dnia. Nigdy nie poznał tak denerwującej osoby jak ona i chyba nie było na świecie żadnej innej osoby, której bardziej nienawidziłby niż jej.
      Westchnął ciężko, na myśl o tej dziewczynie i wsadził ręce do kieszeni. Wszedł w boczną ścieżkę, prowadzącą do parku i wyciągnął paczkę papierosów, którą przed chwilą kupił. Usiadł na ławce i odpalił papierosa. Zaciągnął się dymem i spojrzał w niebo. Był to jeden z ostatnich ciepłych dni w tym roku, więc miał zamiar się nim nacieszyć. Jutro zaczyna się szkoła, więc to ostatni raz kiedy może się tak poobijać. Uwielbiał Donigian Park, ponieważ było to najbardziej zielone miejsce w okolicy jego domu, a on uwielbiał naturę, Gdyby nie te głośne dzieciaki, które tutaj przyprowadzają ich rodzice to było by to miejsce idealne dla niego. Odgłosy ptaków, szelest drzew i on sam. Nic więcej mu w tym momencie nie było potrzebne. Zamknął oczy i oparł głowę o ławkę. Czuł jak słońce ogrzewało mu twarz. Lato to była najlepsza pora roku według niego. Nie znosił zimna i deszczów, a niestety powoli taki okres się zbliżał.
    Skrzywił się, gdy pomyślał, że jutro znów zaczyna się szkoła. Nie miał ochoty znów oglądać tej bandy głupków, wiecznie będących głośno i na siłę żartując, by tylko zyskać choć trochę uwagi innych. Liam czasami miał wrażenie, że nie jest w szkole tylko w zoo, gdzie większość zwierząt to małpy, próbujące przyciągnąć człowieka poprzez popisywanie się. Co się stało z tym światem, że ludzie cofają się w rozwoju? Czasem zdawało mu się, że przestali używać swoich mózgów i dążyli ślepo do jednego – bycia w centrum uwagi. Brunet nigdy nie miał z tym problemu, jednak wykorzystywał swoją władzę inteligentnie. Ułatwiły mu to pieniądze, które miał od zawsze, dzięki interesom ojca. Dostawał od niego co tylko chciał i wierzył, że dzięki materialnemu podejściu do życia dużo może zyskać. Pieniądze załatwiły mu wejście do najlepszego liceum w mieście bez najmniejszych komplikacji. Pozwoliły mu też na ułatwienie sobie życia, bo nie okłamujmy się: mając pieniądze możemy mieć wszystko. Liam uważał, że nie tylko rzeczy można kupić, ale także ludzi. Według niego każdy ma swoją cenę. Czasem mu się to przydawało. Chociażby, gdy chciał wejść do klubu, gdzie można wejść od dwudziestego pierwszego roku życia. Pieniądze sprawiały to, że miał tyle lat. Może nie był to najambitniejszy przykład, jednak w ten właśnie sposób pokonywał większość przeszkód w swoim życiu. Nie znaczy tojednak, że nie cenił  sobie rzeczy niematerialnych.  Był wiernym przyjacielem i w przyjaźni nie szukał żadnych zysków oprócz obecności tej osoby. Dla przyjaciół był w stanie zrobić wszystko i uważał, że to jest jego największa zaleta. Dlatego bardzo rozsądnie dobierał przyjaciół, tak aby byli warci jego uwagi. Nie miał ochoty tracić czasu na fałszywych ludzi, którzy mogliby zawieść jego zaufanie.
     Podniósł się z ławki i odpalił jeszcze jednego papierosa. Musi napalić się na cały dzień, bo kiedy wróci do domu to nie będzie mieć już okazji. Jego ojciec by go zamordował gdyby wiedział, że jego syn pali. Lucas Dreier nie znosił papierosów i była to właściwie jedyna rzecz jakiej zabraniał Liamowi. Jeżeli chodzi o resztę to dawał mu wolną rękę. Mógł pić alkohol kiedy tylko miał na to ochotę, mógłby nawet nie wrócić do domu przez tydzień, a ojciec nic by mu nie powiedział. Jednak gdyby poczuł od niego papierosy, miałby zapewne duży problem, gdyż jego ojciec potrafił być stanowczy i surowy, a gdy już taki był to lepiej było z nim nie zadzierać. O, ironio akurat do papierosów ciągnęło go najbardziej. Palił od dwóch lat i na szczęście do tej pory ojciec go nie wyczuł, ani nie przyłapał.
    Wyszedł z parku i skręcił w Academy Avenue, ulicę na której mieścił się jego dom. Była to dzielnica, gdzie mieszkali w większości najbogatsi w mieście. Każdy z ogromnych domów wyglądał na bardzo ekskluzywny, a działka tutaj kosztowała miliony. Liam lubił tą okolicę, jednak czasem wydawało mu się, że ludzie są tutaj za bardzo wścibscy i to go irytowało. Każdy znał każdego i rodziny prześcigały się w bogactwie, by tylko pokazać, że na wszystko mogą sobie pozwolić. Trawniki przed domami były przepełnione jakimiś tandetnymi ozdobami, które nie warte były swojej ceny, tylko po to, by być lepszym niż reszta mieszkańców. Dreier westchnął po raz kolejny tego dnia, myśląc o tych dorosłych ludziach, którzy zachowywali się jak dzieci.
    Skręcił w swoje podwórko i zaczął szukać kluczy od drzwi. Miał nadzieję, że ojciec jeszcze nie wrócił z pracy, bo nie chciałby żeby wyczuł od niego papierosy. Była godzina szesnasta, więc ich pomocnicy już pewnie nie było. Byłoby miło mieć choć na chwilę dom tylko dla siebie. Jednak nie było mu to dane. Przeklął pod nosem, bo w kieszeniach nie znalazł kluczy. Zadzwonił dzwonkiem, lecz oczywiście nikt nie otworzył. Zdenerwowany kopnął gazetę leżącą na ganku i usiadł na ławce koło drzwi. Teraz przesiedzi na tej ławce nie wiadomo ile czasu zanim ojciec wróci do domu, a to mogło być nawet za kilka godzin. Mógłby pojechać do centrum spotkać się z kimś, ale dzisiaj nie miał nastroju na towarzystwo. Chciał ostatni dzień przed powrotem do szkoły spędzić w ciszy i tylko we własnym towarzystwie. Położył się na ławce i zamknął oczy. Cieszył się, że jutro zobaczy swoją przyjaciółkę Alaskę, długowłosą blondynkę z jego klasy. Stęsknił się za nią przez wakacje i miał nadzieję następnego dnia nadrobić zaległości. A z drugiej strony, z całą pewnością, spotka okropną Sophie Dreier. Miał nadzieję, że przez wakacje przemyślała sobie wszystko i da mu wreszcie spokój, a jak nie to zrobi z jej życia piekło i raz na zawsze zapamięta, że ma się od niego nie zbliżać. Ta dziewczyna nie zniszczy mu ostatniego roku w liceum. A jeśli spróbuje, to on zniszczy ją. Uśmiechnął się na samą myśl o tym.
Poczuł, że coś przysłania mu słońce, więc otworzył oczy i zobaczył przystojnego mężczyznę około czterdziestki wystrojonego w garnitur. Na szczęście nie musiał długo czekać.
- Cześć, tato – powiedział i wstał z ławki.

wtorek, 18 marca 2014

Sophie.

Ważne, żeby zacząć. Później pójdzie z górki. Chciałabym byście dzisiaj poznały Sophie. :)



      Leżała przy basenie, ciesząc się ostatnimi promieniami słońca tego lata. Jutro zaczynała się znów szkoła i to był ostatni dzień na relaks jaki jej pozostał. Ściągnęła okulary przeciwsłoneczne z oczu i założyła je na głowę, aby twarz opaliła się jej równomiernie. Jej czarne włosy opadały na leżak grubymi falami. Sophie Dreier była drobną osobą o dość niskim wzroście, co starała się tuszować wysokimi obcasami. Nie lubiła, gdy ktoś patrzył na nią z góry, ponieważ czuła się wtedy jak mała, bezbronna dziewczynka. Mimo swojego niewinnego i dość łagodnego wyglądu to była zadziorną osobą, jednak nigdy nie dążyła „po trupach do celu”. Ważniejsze były dla niej kontakty międzyludzkie i uważała, że z każdym da się znaleźć wspólny język, a drogą do tego jest bycie miłym, pomocnym i przede wszystkim bycie cierpliwym. Wiele osób uważało to za naiwność z jej strony, inni uśmiechali się drwiąco, widząc jak nie zraża się, próbując nawiązać kontakt z osobami, które wcale nie miały na to ochoty. Można by było powiedzieć, że Sophie jest upierdliwa i może coś w tym było.
      Zgarnęła grzywkę z czoła i podniosła się, aby napić się wody. Spojrzała na wielki dom, w którym mieszkała tylko z matką. W tym momencie wydał się jej bardzo ponury. Puste pomieszczenia i cisza, która je wypełniała wprawiało ją w przygnębienie. Jej rodzice rozwiedli się kiedy była małą dziewczynką. Nie pamiętała za bardzo tego co się wtedy działo, jednak jej mamę nadal przerażała myśl o tym co było kiedyś. Nie była chętna do rozmowy o jej ojcu, ani o jej bracie Liamie, którego mąż jej zabrał. Claire Dreier była starszą wersją swojej córki jeśli chodzi o wygląd. Sophie od małego wyglądała jak jej mała kopia. Jednak z charakteru była całkiem inna. Być może to życie, które dało jej w kość tak ją ukształtowało. Była raczej ponura, rzadko się uśmiechała. Odkąd Sophie pamięta to skupiała się tylko na pracy i domu. Nie miała innych zajęć. Brunetka uważała, że matka powinna częściej wychodzić, poznawać ludzi. Tyle lat minęło od rozwodu, że już dawno powinna zacząć chodzić na randki. Jednak kobiecie nie dało się tego przetłumaczyć, przez co według Sophie matka musiała czuć się bardzo samotnie.
Sophie nie wiedziała kiedy minęły wakacje, ale z całą pewnością minęły za szybko. Nie zdążyła nawet porządnie odpocząć. Całe wakacje spędziła na wyjazdach, na które wysyłała ją mama. Zawsze powtarzała, że chce aby jej córka zwiedziła cały świat. Sophie lubiła podróżować, więc jej to pasowało. Jednak miała za mało czasu w te wakacje, by po prostu nie robić nic. Dopiero ostatni tydzień spędziła w domu i teraz leżąc przy swoim basenie czuła, że to jest to czego jej było trzeba.
      Z jednej strony cieszyła się, że wróci do szkoły, bo nareszcie spotka swoich przyjaciół po dwumiesięcznej rozłące, ale z drugiej strony znów będzie musiała wcześnie wstawać, a rannym ptaszkiem to ona nie była. Dodatkowo kolejny rok z rzędu będzie musiała znosić krzywe spojrzenia i docinki szkolnych gwiazd, które nie potrafiły po prostu zrozumieć co to znaczy być zwyczajnie miłym i w jaki sposób powinno nawiązywać się kontakty z ludźmi. Nie rozumiała dlaczego niektórzy ją dręczą, przecież nic złego nikomu nie robi. Nie wchodzi nikomu w drogę, ani nie szuka wrogów. Zdawała sobie sprawę z tego, że wiele krzywych spojrzeń wynika z tego, że cała szkoła ma pojęcie o jej niezbyt przyjacielskich stosunkach z jej własnym bratem Liamem. Ludzie wyśmiewali ją za to, że „dręczy” brata, próbując się z nim na siłę zaprzyjaźnić. Brunet nie chciał utrzymywać z nią kontaktów, a wręcz jej nienawidził i ona nie potrafiła zrozumieć dlaczego. Nigdy nie zrobiła mu krzywdy, a on od zawsze darzy ją nienawiścią tak ogromną, że aż ją to przerażało. Mama powiedziała jej kiedyś, że ojciec mu wpajał od małego nienawiść do nich i już nigdy nie uda im się go odzyskać. Claire poddała się już lata temu, gdyż przerażał ją były mąż, który dzięki pieniądzom potrafił osiągnąć wszystko i mógł zrobić im z życia piekło. Sophie w głębi duszy miała żal do matki, że poddała się i nie walczyła o własnego syna, jednak ona nie miała zamiaru się poddać, bez względu na to jak brat mocno jej nienawidził.

„Oni ciebie nie chcieli. Jesteś tutaj tylko przez przypadek i dla wszystkim jesteś wrzodem na dupie.”

     Kiedyś od niego usłyszała takie słowa. Bolało ją serce za każdym razem jak tylko przypomniała sobie ten przeszywający wzrok Liama i słowa przesycone jadem. Brunet zarzuca jej to, że zniszczyła małżeństwo ich rodziców. Przez to, że się urodziła rozstali się i ich ojciec jest teraz sam. Zresztą mężczyzna też nie szukał za bardzo kontaktów z córką. Nigdy jej nie odwiedzał, nie pisał, nie dzwonił. Dla niego ona nie istniała i nie miał zamiaru tego zmieniać.
      Sophie otworzyła oczy i spojrzała na wodę. Nie miała pojęcia czemu akurat teraz wraca do tego wszystkiego myślami. Zaczęła zastanawiać się co z nią jest nie tak, że oni jej nienawidzą. Przecież nie zrobiła im nic złego. Jest miłą, poprawną osobą, która nie ma zamiaru robić nikomu krzywdy. Czy to, że się urodziła było aż tak okropne? Czy była aż tak niechciana? Wiedziała, że matka ją kocha. Powtarzała jej to tak często jak tylko się dało i zawsze stawiała na pierwszym miejscu swoją ukochaną córeczkę. Jednak nigdy nie rozpieszczała jej. Brunetka nie zawsze dostawała to czego chciała. Na wiele rzeczy musiała zapracować sobie sama. Może dzięki temu nie wyrosła na rozkapryszoną nastolatkę. W przeciwieństwie do Liama, który pod  rządami ojca wyrósł na żądnego władzy i konsekwentnie dążącego do celu chłopaka. Sophie widziała jak bardzo istotne są dla niego pieniądze, dzięki czemu czuł się pewny siebie. Wiecznie otoczony ludźmi, zawsze obserwujący innych z góry. Jednak pod tą maską wyższości Sophie czuła, że kryje się dobry chłopak. Obserwowała go często w szkole. Widać było, że jest osobą pełną pasji. Wystarczyło obserwować go podczas treningów football, kiedy czuł się jak ryba w wodzie albo gdy grał na gitarze pod szkołą. Brunetka była pewna, że w gruncie rzeczy Liam jest wspaniałą osobowością i tą osobowość starała się z niego wyciągnąć. Jednak im bardziej się starała tym bardziej Liam jej nienawidził. Czasami był dla niej naprawdę okrutny, mieszając ją z błotem przy różnych ludziach. Bywały momenty, że chciała się poddać, odpuścić sobie go, lecz wtedy myślała, że przecież są rodziną, a o rodzinę trzeba walczyć.
      Sophie westchnęła lekko i usiadła. Napiła się wody i wstała z leżaka. Podeszła do krawędzi basenu i wskoczyła do wody. W wodzie było przyjemnie chłodno, więc położyła się na plecach i dryfowała. Zamknęła oczy i starała się nie myśleć o niczym, gdyż to nie był czas, aby przygnębiać się myślami o jej bracie. Miała ostatni dzień wolności, więc trzeba go w całości poświęcić na relaks.


~~~~

     Stała przed głównym wejściem do szkoły i patrzyła na budynek. Uśmiech sam cisnął się jej na twarz, kiedy tylko pomyślała o tym, że za chwilę spotka swoich przyjaciół. Już nie mogła się doczekać, aż zobaczy się ze swoją najlepszą przyjaciółką Aimee i opowie jej o swoich wakacjach. Nie mogła się doczekać kiedy po lekcjach pójdą do parku i rozłożą się na kocu, rozmawiając o tym co je spotkało przez ostatnie dwa miesiące. A opowiadania będzie dużo. Pierwszy dzień szkoły zazwyczaj był najprzyjemniejszym z całych dziesięciu miesięcy roku szkolnego.
     Rozejrzała się, szukając jakiejś znajomej twarzy wśród wchodzących do szkoły. W oddali zobaczyła Liama stojącego przy swoim samochodzie z jakąś dziewczyną. Nie potrafiła określić czy ją zna czy nie z takiej odległości, zwłaszcza, że stała tyłem. Brunet stał oparty o samochód i śmiał się najwyraźniej z tego co mówiła dziewczyna. Był ubrany w koszulę w kratę, w której wyglądał bardzo przyzwoicie. Włosy miał jak zwykle rozczochrane. Widać było, że spędził wakacje w jakimś ciepłym miejscu, gdyż jego skóra pokryta była opalenizną. Oprócz tego to właściwie nic się nie zmienił. Wyglądał dokładnie tak samo jak przed wakacjami. Jak zwykle uśmiech nie schodził z jego twarzy.
      Sophie westchnęła i odwróciła wzrok. Jeszcze raz spojrzała na drzwi od budynku i ruszyła w ich stronę. Czas zacząć nowy rok walki o przetrwanie w tej szkole pełnej bogatych dzieciaków, przeplatanych zwykłymi osobami, których nie było stać na tą szkołę, lecz ciężko zapracowały na nią, wywalczając stypendium. Większość niby podobna do siebie, lecz każda z tych osób była inna i na pewno każda z nich miała ciekawą osobowość. Sophie chciała by móc poznać ich wszystkich i być może kiedyś napisać o nich książkę. Uwielbiała pisać i w przyszłości miała nadzieję zostać pisarką. Póki co pisała tylko dla siebie, a źródłem jej natchnienia była właśnie szkoła. Każdego dnia mogła z boku obserwować tych wszystkich ludzi i móc wyciągać wnioski. Była dobrym obserwatorem, zazwyczaj nie myliła się co do ludzi, jednak czasem starała się zobaczyć w nich coś dobrego, mimo że tego w nich nie było.